Jak pomagać z głową?

Decyzja o przygarnięciu każdego żywego stworzenia powinna być przemyślana. Jakieś sto razy, a na koniec jeszcze raz. Historia Tośka z...


Decyzja o przygarnięciu każdego żywego stworzenia powinna być przemyślana. Jakieś sto razy, a na koniec jeszcze raz. Historia Tośka zainspirowała mnie do przemyślenia tego zjawiska. Jestem osobą twardo stąpającą po ziemi, dość odporną na wiele zjawisk, ale w obliczu potrzebującego zwierzaka miękną mi kolana i wychodzi na wierzch moje gołębie serce. Tym właśnie sposobem przez mój dom przewinęła się lawina różnorakich futerkowych zwierzaków, pare papug i wszystko inne co wymaga opieki, a co wtedy właśnie potrzebowało szczególnie mojej ;) Jednak nigdy nie przyniosłam do domu psa, dlaczego?

Z psem zawsze jest inaczej. Niby wszystkie zwierzaki są tak samo kochane, ale pies i kot to dwa czterołapy odgrodzone czarną krechą od chomików czy myszek. Po prostu to jest już zupełnie inny level wtajemniczenia i przywiązania zwierza do pana i odwrotnie. Ja zawsze się bałam, że przywleczenie do domu psa skończy sie na tym, że będzie mnie bolało, że bedę musiała się rozstać, że nie podołam. Z tymi myszkami czy chomikami było łatwiej - nie oszukujmy się, dla nich istotne było jedzenie i kołowrotek.

W momencie w którym zobaczyłam Tosię po raz pierwszy, wiedziałam, że wróci ze mną do domu. Nie widziałam opcji zostawienia jej w tamtym strasznym miejscu, na pastwę wiejskiego życia. Tyle tylko, że warunki były wtedy inne. "Oddam, przecież ją oddam, na pewno nie zostanie z nami."

Schody w pomaganiu zwierzakom zaczynają się nie tylko na tej płaszczyźnie. Okazało się, że Toś nawet jak na szczeniaka niewiadomego pochodzenia jest skarbonką bez dna. Zdaję sobię sprawę, że to uratowało jej życie, ta moja nadgorliwość, ale tutaj pojawia się pytanie - czy każdy kto znalazłby piesia na ulicy chciałby włożyć w niego tyle pieniędzy? U nas były to na (nie)szczęście tylko (AŻ) robaki w ilościach dla psa wielkości krowy, a nie takiego małego ciałka, ale przecież mogło być gorzej. Poślizgi w szczepieniach, osłabiony organizm - mogła złapać nosówkę, a wtedy co, nie walczyłabym? Wyprawka to sprawa drugorzędna. Jedzenie i opiekę weterynaryjną miała na wysokim poziomie, ale bawiła się czymkolwiek i całą resztę miała po Totku (ah te przydasię). I minął miesiąc od kiedy jest z nami, a ja jej kupiłam dopiero pierwszą obrożę, smycz i zabawkę :P

Zakładając jednak, że jesteśmy w stanie finansowo podołać - co jak się przywiążemy? Tosią zajmowałam się tylko ja, z każdym dniem moja miłość do niej wzrastała i jej przywiązanie do mnie również. Ponadto wiele przeszłyśmy, ratowałam jej raz życie - baaardzo skrystalizowało to moje założenia co do jej przyszłych właścicieli, Wymagania miałam takie, że nie wiem czy ktokolwiek z Was by podołał. Bo to był pies uratowany PRZEZE MNIE, była tak bardzo MOJA.

Koniec końców została. Trochę dlatego, że nie było szans na znalezienie jej właściciela przeze mnie(!), a troche dlatego, że zainteresowanie było znikome. Jest brzydka, coraz brzydsza, ale jest najsłodszą niunią w domu. Może nie łapie wszystkiego w locie, ale się stara. I te rozjechane oczy zawsze wpatrzone w swoją wybawicielkę. No i jest MOJA.

Wniosek z tego taki, że nigdy już nie wezmę żadnego psa do domu a dłużej. Fatalny byłby ze mnie tymczas, zalałabym się psami pewnie. Ale to też pokazuje, że można wciąż czynnie pomagać. Jest tyle osób, które potrafią być tymczasami, potrzebują tylko trochę wsparcia. Jest masa fundacji. I nie jest to żadna sól w oku tym, którzy biorą bidy z ulicy i pomagają. Wręcz przeciwnie - ukłon w stronę tych, którzy umieją pomagać z głową.


You Might Also Like

0 komentarze

Flickr Images