1# BŁĘDY WYCHOWAWCZE | Czy można przesadzić z budowaniem więzi?

Zawsze z uporem maniaka powtarzałam każdemu zainteresowanemu, że mój pierwszy pies na własność będzie skupiony na mnie na maksa, bę...




Zawsze z uporem maniaka powtarzałam każdemu zainteresowanemu, że mój pierwszy pies na własność będzie skupiony na mnie na maksa, będę nad nim panowała w każdej sytuacji, o każdej porze i przy każdych okolicznościach. Po jednej sromotnej porażce wysokiej na trzydzieści centymetrów, długiej na dwa metry, która dosadnie dawała mi zrozumienia gdzie ma moje przywołania i pracę ze mną szczając dosłownie na wszystko, poniosłam drugą pół klęskę. Okazało się że "trochę mój trochę nie" Toto również woli czerpać radość z beztroskiego życia typowopolskiego "siadwarujłapa" psa niż utrzymywać jakiś tam kontakt wzrokowy czy bawić się zabawkami, skoro można podrzeć japę na otoczenie, ewentualnie na mnie. Przybiegał na przywołanie - zawsze i w każdej sytuacji, ale na tym kończyła się nasza jakakolwiek praca (mea culpa - zawaliłam ja). Było to o tyle nieprzyjemne dla mnie, że tupnęłam nóżką i zaplanowałam sobie gdzieś tam w głowie mojego idealnego jeszcze wtedy merle bordera, który patrzy się na mnie 24h/dobę (i łapie dysk gotując jednocześnie i komponując muzykę?). I postanowiłam, że osiągnę cel.


Kiedy przytargałam Tośkę do domu to co mnie zaskoczyło to jej naturalne przekierowywanie uwagi na mnie. Absolutnie nie chciałam nic z nią robić, nie chciałam sie przywiązywać, chciałam uratować, oddać i zapomnieć no bo co z moim borderem? Tylko co zrobić ze szczeniakiem, który woli się na nas patrzeć niż robić cokolwiek innego. Raz z nudów zrobiłam z nią jedna sesję szkoleniową i przepadłam - jak ten szczeniak się skupiał! Kiedy klamka zapadła, że jednak nie border, że jednak ona, bo jest super, bo się skupia, postanowiłam natychmiast wcielić w życie mój plan wychowawczy idealnego psa i zaczęłyśmy razem przygodę. Czy to ktoś popiera, czy nie, faktem jest, że Tosia w wieku od 6 tygodni do ukończenia 3 miesięcy była regularną bywalczynią każdego najmniej przyjaznego dla szczeniaka miejsca. Chodziła ze mną (czasem w torebce) na wszystkie wakacyjne wtedy spotkania plenerowe, na piwko pod blok czy huczne imprezy, jeździła busami do Krakowa, jeździła samochodem, czy chodziła, chodziła! na dłuższe spacery, bo chodzić z nią chciałam, a franca na rękach siedzieć nie chciała. Odwiedziła ze mną wtedy całą masę ludzi w różnym wieku, stanie, płci itd. Bywałyśmy w domu naprawdę praktycznie tylko na noce i to nie zawsze. Gdyby ktoś obcy pochwalił mi się takim procesem wychowania szczeniaka jeszcze jakiś czas temu prawdopodobnie puknęłabym go w głowę i zasugerowała wymianę psa na pluszaka, natomiast z perspektywy czasu uważam, że rzucenie T. na TAK głęboką wodę, było jedną z lepszych rzeczy jaką mogłam zrobić. Tak oto po 9 miesiącach razem mam psa, którego mogę zabrać absolutnie wszędzie, absolutnie do każdego i wiem, że położy się koło mnie grzecznie, uspokoi i dla niej nie będzie to żadna nowość, przecież od zawsze tak było prawda? Zdaję sobię sprawę, że to w dużej mierze cecha bardzo osobnicza i być może mój fart, że suczi się nie zamknęła w sobie przez taką ilość bodźców, aczkolwiek z kolejnym psem zamierzam popełnić ten sam grzech, może wtedy się dowiem. Ważną rzeczą wartą dopisania jest też fakt, że Tosia jest z kategorii tych psiaczków, które na filmiku z okazji swoich 123 dni życia mogłaby się pochwalić najwyżej reagowaniem na imię bo do czwartego miesiąca jej życia wałkowałyśmy... przywołanie i skupianie uwagi. I tyle. Przy okazji załapała siad, jako komendę awaryjną i bezwzględnie wykonywaną i to by było na tyle. Żadnego katowania sztuczkami, czy zabawkami, nic.

Zbliżamy się powoli do czarnej strony tego wszystkiego. Kiedy we wrześniu rozpoczęłam klasę maturalną i nagle Tosia z 24h ze mną musiała się ograniczyć do 16h zaczął się dramat i rozpacz. Siedzenie po 8h dziennie z nosem przyklejonym do szyby czy niszczenie wszystkiego na swojej drodze. Tak, uczyłyśmy się zostawania suczi samej, ale nie na takie godziny. Zostawienie jej z kimkolwiek gdziekolwiek zaczęło sprawiać mi problem. Na kennel nie mogę sobie pozwolić, gdyż nie mam zwyczajnie miejsca. Zaczęłyśmy zatem odwrotny proces - przyzwyczajania T do samotności i przebywania z innymi ludźmi niż ja.

Bo co gdybym nie mogła znaleźć mieszkania na studiach, które akceptowałoby psa? Co gdybym na skutek jakiś złych komplikacji musiała ją oddać, albo wyjechać na jakiś czas? Czy cudowny kontakt pies-przewodnik i maksymalne oddanie byłyby wtedy warte cierpienia, które przezywałby pies? 





You Might Also Like

1 komentarze

Flickr Images